Jak się wyspać będąc mamą?
Sen matki.
Dawno, dawno temu, za wielką rzeką, za pałacem i lasem 4-ro piętrowych bloków w swojej sypialni, na twardym łóżku spała kobieta.
Spała. Czas przeszły. Teraz sypia. Zasypia i budzi się szybko a czasem tylko czuwa.
To dawno temu to jakieś 7 lat. W 9-tym miesiącu ciąży, gdy brzuch miał ponad 120 cm. Gdy ciężko było zmienić pozycję w łóżku. Gdy jeden bok wgnieciony w twardy materac zdawał się krzyczeć: kobieto, litości, odwróć się. Ratował wybudzony mąż turlając na drugą stronę. Budził się też po okrzykach lewa… prawa… Już doświadczony, jeszcze we śnie łapał raz za jedną raz drugą stopę, aby załagodzić kurcze łydek.
Po kurczach i obolałych biodrach przyszła bezsenność. Ot, taki sen matki. Wtedy myślałam, że koniec świata już blisko bo ileż można wytrzymać śpiąc po kilka godzin na dobę.
Ostatnie dni przed porodem dały jeszcze bardziej w kość. Ból całego ciała, drażliwość nie pozwalały w ogóle zasnąć. A po całym popołudniu skurczów ciężko było zastosować się do zaleceń lekarza „proszę pójść spać, jeszcze daleko do porodu”. Chociażby dlatego, że nikt nie dawał recepty na sen pomiędzy skurczami co 3 minuty.
Po wielu nieprzespanych nocach to emocje po porodzie nie pozwalały zasnąć.
A po kilku miesiącach od pojawienia się dziecka dalej budziłam męża. Tym razem krzycząc, żeby uważał na dziecko między nami. Albo na mleko, które udało mi się odciągnąć po nocnych karmieniach dla pobudzenia mojej kiepskiej kondycji laktacji. Śpieszę wyjaśnić, że żadnego dziecka czy butelki z mlekiem w naszym łóżku nie było. Ot, mój zmęczony umysł lubił płatać figle.
Czasem to było zabawne. Czasem, bo gdy w środku nocy mąż widział mnie stojącą śpiącą pod ścianą to już ani jemu ani mnie nie było do śmiechu.
Po zakończeniu karmienia piersią było trochę lepiej. Chociażby dlatego, że mąż mógł wstać w nocy do dziecka.
Kolejne ciąże i kolejne karmienia już wyglądały lepiej. Ciężko tu dopatrywać się lepszego snu niemowlaka. Raczej moja organizacja i mój organizm dopasowały się do bieżącej sytuacji. A i karmienie piersią i problemy z nim związane nie były już dla mnie niczym nowym. Nauczyłam się jak postępować aby czerpać z tego przyjemność.
Dalej była sielanka?
A skądże! Jakby matce było mało to oprócz bycia mamą 24h – ucznia, 2 przedszkolaków i jednego rocznego człowieczka, starałam się doprowadzić własną firmę do porządku.
I przez ostatni czas żyłam z 4 dzieci, z mężem w delegacji, bez niani, z 2-3 h snu na dobę i minimum 6 pobudkami na karmienie.
Ale widać światełko na horyzoncie. Super niania przybyła, mąż po opowieściach 5-cio krotnego zasypiania przy szyciu jednego worka wysłał spać o godz. 20. Przy pierwszej pobudce przyniosłam dziecko do łóżka. Spaliśmy razem go godz 6! 10 godzin! Taki sen matki to ja rozumiem. Wracam do żywych.
Można? Pewnie. Można spać po kilkanaście godzin na tydzień. I próbować robić wszystko. Udawać, że problem tkwi wyłącznie w dużej liczbie obowiązków. I że rezygnacja z pójścia na zakupy a zrobienie ich on line to jest to co zrekompensuje brak snu. A budząca Cię teściowa gdy akurat robiłaś te zakupy? Nawet nie wiesz kiedy zasnęłaś przy stole przed komputerem. To już znak, że poszło to wszystko zbyt daleko.
Można upierać się, że pomoc nie jest potrzebna. Ale czy warto?
Może ta niania i uszyte kilka worków mniej to nie koniec świata. Może z niemowlakiem w Twoim łóżku będzie Ci lżej? Co z tego, że jego rodzeństwo w jego wieku już dawno spało w swoich łóżkach.
Wyśpij się. Odpuść sobie. Z mniej podkrążonymi oczami też będziesz super mamą. A sen matki niech będzie długi i regenerujący.
A kawa to tylko słaba i z mlekiem. Nie, przepraszam. Znawcy kawy powiedzieli by, że to mleko z odrobiną kawy.