Jak zostać rodzicem i nie zwariować?
Niewykonalne. Koniec artykułu.
No dobra, może nie koniec, ale patrząc z perspektywy matki, która wielokrotnie w ciągu dnia powtarza „ja oszaleję” naprawdę się nie da.
Ale ostrzegam – planujecie dziecko? Nie czytajcie.
Pozostałych zapraszam z popcornem.
Dziecko dostarcza rodzicom wielu wrażeń w ciągu dnia i czasem nawet w nocy.
Szczególnie dziecko w liczbie mnogiej. A jak już ma się ich tyle, że co rusz ktoś pyta „to wszystko Pani?” to tych wrażeń jest nie „na plus” tylko „do potęgi”.
Gdy urodziło się pierwsze moje dziecko powtarzałam sobie, że wszystko jest do ogarnięcia, wystarczy wrzucić na luz. A potem podczas robienia obiadu dzwoniłam do męża z płaczem, że dotknęłam dziecka surowym mięsem bo akurat zapłakało jak kroiłam kurczaka.
Tak, jeszcze wtedy oczami wyobraźni widziałam te wszystkie bakterie czyhające na moje maleństwo.
Teraz przy czwórce gagatków też je widzę ale z większością jestem zaprzyjaźniona. Nawet moja odpowiedź na pytanie średniego syna trzymającego coś w ręce…
F: Mamo co to jest?
Ja: Wyschnięta krowia kupa
…reaguje już śmiechem a nie lamentem.
Szaleję gdy próbuję dzieci lub mieszkanie doprowadzić do porządku. Gdy o godzinie 9:00 zakładam trzecią bluzkę bo najpierw było mleko, potem pasta do zębów a na końcu żeloglutek. Nie, nie piszę tu o kilku kroplach mleka a o wylanych 200 ml bo po wyjedzeniu płatków mleko najlepiej skonsumować pijąc je prosto z talerza.
A niech jeszcze siostra zaczepi to nie tylko bluzka a i reszta ubrania do wymiany. I teraz włączcie wyobraźnię i sami odpowiedzcie na pytanie ile może być prania po jednym dniu przy takiej gromadzie. Ja sama też już czasem nie umiem odpowiedzieć.
W tej kwestii jedyne co wiem to to, że wymiana pralki na 12 kg wsadu to był dobry ruch.
A na kanapę uszyłam pokrowce bo to co na niej było mogło zniknąć jedynie przy użyciu czegoś żrącego.
I dywanów mamy znikome ilości. Raz, że alergicy a dwa, że matka dzięki temu ma mniej siwych włosów.
Czasem też można oszaleć podwójnie. Oczywiście w tym samym czasie.
Najpierw z przerażenia – gdy twój 7-latek rozprawiający się motyką z chwastami wybiega z za krzaków z wrzaskiem. Z płaczem, ale takim,
że twoja pierwsza myśl – no jak nic odrąbał sobie nogę!
I drugi raz dopada Cię uczucie obłędu gdy po dłuższej chwili udaje Ci się go uspokoić i dowiadujesz się, że dotknął pokrzywy.
A gdy po raz tysięczny słyszysz „kupa”, „zgniłe jajo”, “gatki stare” lub co ciekawsze „zgniłe gacie” i inne tego typu ponoć mega śmieszne (dla całej gromady) teksty to wskaźnik twojego szaleństwa robi się bardziej czerwony.
W sumie jak się zastanowić to z tą kupą się nie dziwie bo nie ma dnia, żeby temat się nie przewinął.
A to któreś nie zdąży wrócić z placu zabaw i na spotkaniu rekrutacyjnym z kandydatką na nianię masz najprawdziwsze oblicze twojego dziecka usmarowanego kupą. Pani czeka a Ty babrasz się i bijesz z myślami czy by jej nie sprawdzić w sytuacjach ekstremalnych.
A gdy podczas spaceru, karmiąc najmłodsze dziecko wolną ręką wyciągasz tron bo widzisz już w oddali krzyczącego starszaka wołającego ich ulubione słowo.
A na dokładkę masz trzecie, które akurat wymyśliło sobie oglądanie kaczek na małej skarpie więc krzyczysz do niego,
żeby wybiło sobie ten pomysł z głowy bo ciężko będzie ci skoczyć za nim do wody z dzieckiem przy piersi,
podtrzymując przy tym drugie na sedesie.
Albo wyjście na kawę i lody – tak, to też, może doprowadzić do szaleństwa. Szczególnie jak sobie wyobrazisz,
że spędzisz je w pozycji siedzącej z ciepłą kawą. Większych wymagań nie mam ale i tak ciężko o takie standardy.
Podczas ostatniego takiego wyjścia spędziłam go w toalecie.
Przy otwieraniu drzwi wydawałam jedno i odbierałam kolejne dziecko. A po wyjściu z kawiarni z rozwichrzonym włosem i potem na czole zdałam sobie sprawę, że tej kawy nawet nie zamówiłam!
Tak naprawdę szaleństwo nie jest niczym złym jeżeli tylko kończy się pozytywnie.
U mnie zazwyczaj jest to śmiech albo z trzymaniem się za głowę lub w ekstremalnych przypadkach za brzuch.
Gorzej jak to szaleństwo doprowadza do złości.
Bez owijania w bawełnę – tego czasem ciężko uniknąć, sama z tym walczę. Najczęściej zdarza się to gdy jestem ekstremalnie niewyspana. Piszę „ekstremalnie” bo niewyspanie jest moim standardem od 7 lat.
Ale czasem zdarza się taka noc, że wędrując między pokojami dzieci widzę co najmniej kilkanaście minut z każdej nocnej godziny
na zegarze.
Podsumowując, wariuję często i nie widzę w tym nic złego dopóki wszystkich nas to bawi.
Póki jestem w stanie po tym szaleństwie wyściskać moje dziecko i powiedzieć jak bardzo je kocham.
Inaczej nie umiem, bo macierzyństwo to najbardziej szalona przygoda życia jakiej przyszło mi doświadczać.
Super tekst, życzę powodzenia w dalszej karierze pisarskiej! ?
dziękuję! 🙂